-
O wyższości poranków nad zachodami słońca, czyli posezonowe życie plażowe
Poranki mają w sobie coś z magii. Poranki nad morzem szczególnie. O ile na obserwację zachodu Słońca wylegają tłumy, nieruchomiejące w oczekiwaniu na to końcowe „plum” na linii horyzontu, to wschody nie przyciągają już tylu kibiców. A przecież są pięknie. I ludzie jacyś uprzejmiejsi. Bladym świtem nieliczni dreptacze plażowi witają się uśmiechniętym „dzień dobry”. Słońce stopniowo ozłaca dachy budynków, potem falochrony, w końcu każde piórko rozpostartych kormoranich skrzydeł. Wokół błoga cisza… Nawet na promenadzie można oddychać pełną piersią. Wieczorem jest dokładnie odwrotnie. Trudna do rozróżnienia hucząca muzyka, pokrzykiwania, przepychanki, las kijków do rękopstryków (świadomie nie używam tych słów na „s”, chociaż jedno z nich – samofocia – nawet mi się…
-
Gagaty Sołtykowskie – trzy w jednym: tropy dinozaurów, księżycowe krajobrazy i jubilerski węgiel o przedziwnych właściwościach
Zapewne każdy przechodził w swoim życiu okres większej lub mniejszej fascynacji dinozaurami. Kiedy nikomu jeszcze nie świtało kręcenie „Parków Jurajskich” czy budowa Dinolandów, nie produkowano miniaturowych gadów do zabawy, nie budowano Parków Ruchomych Dinozaurów – wtedy na wysokich obrotach pracowała wyobraźnia. Ciekawskie dzieciaki wertowały książki w poszukiwaniu czarno-białych, rzadziej kolorowych rycin i nawet im do głowy nie przyszło, że ich progenitura będzie spacerować i bawić się pośród olbrzymich modeli przedpotopowej fauny. Z moich dziecięcych wspomnień najczęściej wychyla się pterodaktyl 😊. Zdumiona i zachwycona wpatrywałam się w kartkę z podręcznika starszego brata, na której figurował wgłębiony w skałę zarys skrzydlatego pterozaura. „Z jakiej wysokości musiał spaść, żeby aż taki ślad po…
-
Zalipie – tam, gdzie zakwitają domy
Zalipie odkryliśmy dla siebie wieki temu 😊Noo… przesadziłam trochę, ale tylko trochę, bo to naprawdę było w ubiegłym wieku i to gdzieś na początku jego ósmej dekady. Teraz postanowiliśmy pokazać je młodszej i najmłodszej części rodziny. Podobało się – i im, i nam – bo Zalipie ustroiło się w tym czasie w jeszcze więcej namalowanych kwiatów. Przez Japońskie Stowarzyszenie Biur Podróży (JATA) wieś została uznana za jedno z 30 miejsc, które KONIECZNIE trzeba w Europie zobaczyć . Mam wrażenie, że w kraju ciągle jeszcze zbyt wiele osób o niej nie słyszało, a jeszcze mniej tam było. Szkoda, bo to wyjątkowo fotogeniczne miejsce. My – pewnie za sprawą kolczastego wirusa ograniczającego…
-
Jezioro (zalew) Chańcza i niespodzianki vanlife’u
Dzisiaj króciutko, bo trochę o przewrotności losu będzie, trochę o planowaniu, które i tak w końcu okazuje się ledwie zarysem (ale potrzebnym, by mieć co modyfikować), o niezrealizowanych zakupach i o vanie celebrycie noszącym dźwięczne imię Vandal, będącym do naszej dyspozycji przez tydzień jako wygrana w konkursie Planowanie noclegów Niby sprawa prosta. Wystarczyło wyznaczyć sobie główne cele: na dziko – aby poczucie wolności było największe i najpełniejsze nad wodą i bodaj z niewielkim dostępem do piasku – aby najmłodsza uczestniczka wyprawy mogła do woli sobie ten piasek przesypywać i mieszać go z wodą w wiaderku w dowolnych proporcjach z utwardzonym dojazdem – aby wszelkie niespodzianki ograniczyć do minimum. Było to…
-
Krzemionki – podziemny pasiasty skarb i Wielka Bogini
W Krzemionkach Opatowskich byliśmy nie raz i nie dwa, ale bardzo nam zależało, żeby trafić tam ponownie, bo dosłownie tydzień przed naszą wizytą ruszyła tam świeżutko wyremontowana i ulepszona trasa turystyczna oraz otwarto całkiem nową wystawę stałą. Powód był jeszcze jeden. Żadne z wykonanych wcześniej zdjęć nie przeżyło awarii dysku zewnętrznego. Nie uratowała się ani jedna fotografia umieszczona w folderze o nazwie „świętokrzyskie”, „śląskie” oraz „łódzkie”. Od tamtego momentu ostatecznie przestałam używać polskich znaków w opisach zdjęć i folderów je grupujących, a teraz… teraz trzeba nadrabiać braki 😊 Kiedy Bodek dowiedział się, że zabieram się za pisanie, powiedział:– Ja bym proponował wymienić wszystkie apteki, które odwiedzaliśmy po drodze. Może jakiś…
-
Vandalvanowa przygoda, czyli o tym, że warto brać udział w konkursach
… bo na początku był konkurs ogłoszony przez Busem Przez Świat i Podróżovanie, współautorów „Poradnika podróży samochodowych i vanlife’u”, który śmiało nazwać można biblią vanlajfersów. Wrzucając na Instagram zdjęcie poradnika zrobione w klimacie tzw. życia w drodze, można było wygrać na tydzień wakacji kampervana, którego właściciele nazwali pieszczotliwie Vandalvanem . Książkę dostaliśmy w prezencie od córki, a robienie sobie z nią (rzeczoną biblią) zdjęć stało się kapitalną zabawą 😉. Przy okazji dziękujemy nieocenionej koHani (Hanna Kaup) za mnóstwo świetnych fotek , jakie nam wtedy wykonała, chociaż zdawało się, że wszystko jest przeciwko nam: grudniowe słońce zbyt szybko uciekło z planu, stali bywalcy zostawili w wybranym przez nas miejscu spory…
-
Dostaliśmy Astrę od Zenka
Zawsze byliśmy wśród tych, co się szczepią, chociaż w zeszłym roku na grypę się nie udało ☹ Wszelkie Influvaki, Vaxigripy, Fluarixy itp. okazały się praktycznie nieosiągalne, a potem, kiedy przeczołgał nas covid (i ciągle jeszcze o sobie przypomina), tylko się upewniliśmy – SZCZEPIMY SIĘ, ŻEBY NIE WIADOMO CO. Jasne, że spośród wszystkich proponowanych, najbardziej przypadły nam do gustu preparaty mRNA i w pierwszej wersji to właśnie one miały być naszym udziałem, ale wyszło jak wyszło i w sam Prima Aprilis przyjęliśmy pierwszą dawkę AstraZeneki. Telefony rozdzwoniły się już tego samego wieczora… Jak było? Jak się czujecie? Dawajcie znać, bo my też Astrą i nie wiemy co robić. Właśnie przez to…
-
Zacny Walenty z Babimostu
Żył na przełomie XVIII i XIX w. Nazywał się Walenty Snowadzki. Do grona świętych zapewne nigdy nie trafi, ale patronem, a nawet dobroczyńcą zakochanych był jak najbardziej.
-
Cielętniki. Święta Apolonia i cudowna lipa
Francuzi mówią: Cierpi się, gdy się wyrzyna, cierpi się, gdy się go leczy, cierpi się, gdy się go traci. O czym mówią? Oczywiście o zębach 😊. Dzisiejszy wpis jest trochę o zębach, trochę o cudach przyrody, trochę o świętych patronach i trochę o zabytkach. Odwiedzajcie Cielętniki!
-
Rogóżka której nie ma, a jednak warto ją zobaczyć
Rogóżka jest jak kot Schrödingera. Istnieje i jednocześnie nie istnieje, a w dodatku na przekór temu nieistnieniu jest przepięknie położona. Ponieważ natura nie próżnuje, więc i pozostałości wsi są coraz mniej widoczne, dlatego spieszcie się, jeżeli chcecie ja jeszcze zobaczyć